Jak kiedyś dbano o włosy?

Przekazywana przez wieki wiedza o dobroczynnych właściwościach roślin i związków mineralnych coraz częściej do nas wraca w postaci udokumentowanych naukowo badań. I jest wykorzystywana w naturalnych kosmetykach do włosów.

Z tego artykułu dowiesz się o:

Od zarania dziejów na różne sposoby ludzie dbali o czystość i urodę. Te sposoby zależały nie tylko od kultury, typu urody czy czasów, które miały określone kanony piękna, ale też od regionu świata. A dokładniej od tego, co oferowała natura. Bo właśnie dobroczynne działanie (także myjące) naturalnych związków było wykorzystywane w tradycjach ludowych i to nie zależnie od tego, czy mówimy o starożytnym Egipcie, ludach słowiańskich czy mieszkańcach Dalekiego Wschodu. Przez wieki do dbania o higienę, do farbowania i odżywiania włosów czy w trosce o urodę wykorzystywano to, co było najłatwiej dostępne. A zwłaszcza rośliny, które rosły w najbliższej okolicy.

Dziś coraz częściej wracamy do tego trendu. Doceniamy naturalne kosmetyki do włosów i farby, których składniki wykorzystują bogactwo natury. To, co kiedyś było przekazywaną z pokolenia na pokolenie wiedzą o dobroczynnych naturalnych związkach, dziś potwierdzają naukowcy w laboratoriach. A firmy wykorzystują tę wiedzę komponując ekologiczne, optymalnie działające kosmetyki, środki do pielęgnacji ciała i włosów. Przy czym teraz – w przeciwieństwie do metod stosowanych przed wiekami – możemy korzystać ze wszystkich dostępnych na całym świecie cennych naturalnych związków. Nie ma już żadnych ograniczeń terytorialnych i znaczenia, na którym kontynencie rośnie roślina zawierająca dobroczynne substancje czynne.

Właśnie na takich substancjach opiera się działanie naturalnych kosmetyków do włosów oraz farb Biokap. Szampony, odżywki do włosów czy farby Biokap mają tak dobrane składniki pochodzenia naturalnego, by wzajemnie się uzupełniały, tworząc maksymalnie skuteczną mieszankę. W tych kosmetykach nie znajdziemy szkodliwych sztucznych substancji: amoniaku (związek rozchylający łuski włosa stosowany przy farbowaniu włosów), SLS i SLES (chemicznych detergentów), parabenów (środków konserwujących) czy silikonów (substancji zagęszczających kosmetyki) albo PPD (parafenylenodiaminy, czarnego barwnika).

kobieta z pięknymi włosami na tle zamku

Jak dawniej myto włosy?

W naturze występuje wiele związków, które rozpuszczają tłuszcz i brud. To tzw. naturalne saponiny. Nazwa ta pochodzi od łacińskiego słowa „sapo” oznaczającego mydło. Saponiny to glikozydy (pochodne cukrów), które mają łagodne działanie pieniące. To najczęściej związki pochodzenia roślinnego stosowane przed wiekami do wytwarzania domowych mydeł, papek i mieszanek myjących. Związki te występują m.in. w: mydelnicy lekarskiej (o jej właściwościach mówi już sama nazwa), lukrecji gładkiej, kasztanowcu zwyczajnym, nagietku lekarskim, naparstnicy, soi, juce, komosie ryżowej, aloesie, psiance słodkogórz, gwiazdnicy… Saponiny nie tylko mają właściwości myjące, ale też pielęgnują skórę. Dlatego także dziś wykorzystywane są w naturalnych kosmetykach do włosów, płynach micelarnych czy szamponach. Często łączonych jest kilka takich związków, by maksymalnie wykorzystać ich różne dodatkowe (oprócz myjących) właściwości, np. antygrzybiczne czy łagodzące podrażnienia skóry.

Dawniej saponiny były powszechnie stosowane do mycia ciała i włosów. O barskim mydełku pisał m.in. Mikołaj Rej w XVI wieku. Do wyrobu domowego mydła oprócz roślin stosowano też inne substancje, zwłaszcza łój (tłuszcz zwierzęcy) i popiół, które w połączeniu ze sobą miały właściwości myjące. Czyli z jednej strony miały charakter lipofilowy (rozpuszczały tłusty brud), a z drugiej – hydrofilowy (wówczas ten rozpuszczony brud mógł zostać wypłukany przez wodę).

Dla efektu lśniących włosów znaczenie ma też woda, a dokładniej jej twardość. O tym, także wiedziały nasze praprababki. Zwłaszcza w rejonach, gdzie w studniach czy strumieniach była dostępna jedynie twarda woda (czyli z wysoką domieszką innych związków i pierwiastków, m.in. węglanu wapnia) do mycia włosów starano się wykorzystywać deszczówkę. Bez względu na region świata deszczowa woda jest miękka (łatwiej rozpuszcza i zmywa tłuszcz i brud oraz nie pozostawia matowego osadu). Ale i na twardą wodę znajdowano sposób. Do płukania włosów stosowano mocno rozcieńczony sok z kwaszonej kapusty. Tu mamy przykład, jak mądrość ludowa jest stosowana do dziś. Wiadomo, że lekko kwaśny odczyn sprzyja zmykaniu łuski włosów (sprawiając, że są zdrowsze, lśniące i gładkie). Dlatego często odżywki, zwłaszcza po farbowaniu włosów (gdy łuski zostają rozchylone), mają właśnie kwaśny odczyn.

Kobieta z umytymi włosami

Jak dawniej farbowano włosy?

Naturalne sposoby na barwienie włosów stosowane były już kilka tysięcy lat temu. Przez wieki w Azji a także starożytnym Egipcie najpopularniejszą metodą farbowania włosów na czarny kolor (stosowaną zresztą chętnie do dziś) była henna. Barwnik ten pozyskiwany jest z lawsonii bezbronnej (łac. Lawsonia Inermis), tropikalnego krzewu występującego w Afryce i południowej Azji. Liście lawsonii były suszone, mocno rozkruszane albo mielone na proszek. Po ich wymieszaniu z wodą powstawała papka – naturalna farba. Do Europy henna dotarła pod koniec XIX wieku, ale to nie znaczy, że do tego czasu Europejki nie stosowały przyciemniających włosy naturalnych preparatów. Do tego celu używane były wywary z liści kasztanowca, łusek cebuli lub też papki z łupin orzecha włoskiego.

Ciekawym sposobem na uzyskanie jaśniejszego odcienia włosów (żółtego lub rudawego) mieli przed wiekami Galowie (mieszkańcy dzisiejszej Francji). W tym celu nakładali na włosy mieszankę z drzewnego popiołu i koziego tłuszczu. Jaśniejszy kolor włosów jest najtrudniej uzyskać. W zasadzie naturalnymi metodami nie można mocno rozjaśnić włosów (tzn. np. przefarbować ich z ciemnego brązu lub czarnego na blond). Do takiego zabiegu konieczna jest bowiem dekoloryzacja. Co nie znaczy, że nie można o kilka tonów rozjaśnić włosów, albo podkreślić odcieni blondu.

W tym celu nasze prababki stosowały płukanki z suszonych kwiatów rumianku. Inną metodą, wymagającą znacznie większego poświęcenia (zwłaszcza czasu), było rozjaśnianie włosów Słońcem. Mówiąc wprost – włosy rozkładane były w jak najszerszy „wachlarz” i wystawiane na działanie promieni słonecznych. Tę metodę do perfekcji doprowadziły przed wiekami mieszkanki Wenecji. Nasączały włosy morską wodą, rozczesywały i rozkładały na specjalnych rondach w godzinach najsilniejszego nasłonecznienia.

Jak Słowianki dbały o włosy?

Słowiański typ urody to włosy w jaśniejszych odcieniach blondu i najczęściej niebieskie lub szare oczy (rzadziej brązowe). Naturalnym sposobem podkreślenia tego koloru włosów były już wspomniane płukanki z kwiatów rumianku. Ale mieszkanki Europy Środkowej i Wschodniej nie tylko te rośliny wykorzystywały do pielęgnacji włosów. Popularne były płukanki ziołowe, które miały wzmocnić włosy od cebulek po same końce. W tym celu wykorzystywano skrzyp polny – roślinę, która do dziś jest bardzo często stosowana we wszelkiego rodzaju odżywkach i suplementach diety na włosy. Nasze praprababki doceniały tez dobroczynne właściwości pokrzywy. Ziołowe płukanki i wcierki z tych roślin dodawały włosom blasku, wzmacniały cebulki i mieszki włosowe, zapobiegały rozdwajaniu się końcówek a także łagodziły podrażnienia skóry głowy.

Przez wieki jako metodę na wzmocnienie włosów stosowano żółtka jaj. Słowianki myły nimi włosy i stosowały jako odżywkę. Żółtka to prawdziwa skarbnica wielu cennych dla urody oraz kondycji włosów witamin i związków. Podobnie jak skrzyp polny są doceniane do dziś – jako naturalny kosmetyk do włosów. Maseczkę z żółtek jaj z dodatkiem odrobiny oliwy i soku z cytryny poleca m.in. Ewa Wachowicz, Miss Polonia 1992 i autorka popularnych programów kulinarnych.

Higiena w dawnych czasach

Przez wieki zmieniały się zwyczaje dotyczące dbania o higienę. W dużej mierze zależały one (i często nadal zależą) od regionu świata. Ogólnie można powiedzieć, że o ile w starożytności doceniano czystość, to kolejne epoki (a zwłaszcza Średniowiecze – w odniesieniu do Europy) z higieną nie były za pan brat.

W starożytnym Egipcie elity społeczeństwa starły się kilkukrotnie w ciągu dnia myć i nacierać oliwą – bo takie dbanie o ciało podobało się bogom. O czystość dbano też w starożytnym Rzymie i Grecji. Jedne z najważniejszych miejskich budowli tamtych czasów to publiczne termy i łaźnie. Ich fundatorzy nie szczędzili pieniędzy na to, żeby były nie tylko jak najbardziej funkcjonalne, ale i piękne. Miejsca te bowiem spełniały nie tylko podstawową rolę umożliwienia wszelakiego rodzaju kąpieli, to było także (a może nawet zwłaszcza) miejsce spotkań towarzyskich. Rzymianie i Grecy spędzali w termach długie godziny.

Właśnie łaźnie są wspólnym mianownikiem w dbaniu o czystość wielu kultur. Choć różnie się nazywały i czasami odmiennie wyglądały. Rytuał parówek, naprzemiennych gorących i chłodnych kąpieli, masowania ciała, oklepywania gałązkami występowały przed wiekami (i nadal występuje) w wielu rejonach świata. Na przykład w Turcji i Maroku jest to hammam, w krajach skandynawskich – sauna, we Wschodniej Europie – bania.

Kąpiele i parówki doceniał król Zygmunt August, który panował w Polsce w latach 1530-1572. Często właśnie w drewnianych łaźniach spędzał romantyczne chwile z ukochaną Barbarą Radziwiłówną. Mniej więcej w tym samym czasie we Francji nastąpił rozkwit branży perfumeryjnej. Perfumy przez kolejne dwa wieki były tam antidotum na brak higieny. Zastępowano nimi wodę i mydło, w ten sposób maskując zapach potu i niemytego ciała.

Będą już przy przykładzie higieny we Francji i w Polsce, przenosząc się w czasie w czasie do wieku XVIII, można zauważyć, jak mocno dbanie o higienę wśród arystokratycznych elit może się zmienić, a dokładniej przejść nieomal w przeciwieństwo. Jednym ze zwyczajów królowej Marysieńki – francuskiej arystokratki, która została żoną króla Jana III Sobieskiego była codzienna kąpiel. Dla jej otoczenia, czyli polskich dam dworu, był to niezrozumiały zwyczaj. Po prostu dziwna fanaberia…

Dziś możemy w wygodny sposób stosować naturalne kosmetyki do włosów, mydła i szampony w postaci gotowych kosmetyków, np. marki Biokap. Interesującym doświadczeniem może być też zrobienie samemu naturalnego mydła (przepisy na jego zrobienie i składniki łatwo znajdziemy w internecie). Do użytku własnego, albo jako pomysł na niebanalny prezent. A jeśli ktoś lubi podróże po Polsce i chciałby więcej dowiedzieć się o tym, jak przez wieki zmieniały się obyczaje w odniesieniu do utrzymywania czystości – polecamy wizytę w bydgoskim Muzeum mydła i historii brudu.

Zobacz nasze inne wpisy: